niedziela, 15 czerwca 2014

Kilka westchnień do dawnej miłości - czyli Naatz wyprostowała włosy.

Cześć! :)
Chciałam Wam dzisiaj opowiedzieć, jak i dlaczego, złamałam wczoraj świętą zasadę każdej włosomaniaczki - "NIE UŻYWAJ PROSTOWNICY".

Otóż w Twoim życiu przychodzi taki moment... idziesz na imprezę i chcesz wyglądać jak milion dolców. I właśnie wtedy, wszystko idzie nie tak. Sukienka nie chce ulec temperaturze żelazka i nie prasuje się, kreska na oku wychodzi krzywa, a włosy... no właśnie, włosy - układają się okropnie. Robisz wszystko, co ma pomóc im wyglądać rewelacyjnie, nakładasz olej, emulgujesz, myjesz delikatnie i nakładasz ulubioną maskę. Na koniec wysuszone naturalnie, upinasz w koczki ślimaczki, które zazwyczaj kręciły włosy delikatnie, dziewczęco - ślicznie. Czekasz, robisz te wszystkie rzeczy, które nie wychodzą (wspominana kreska, sukienka, malujesz paznokcie), aż w końcu nadchodzi ten czas - zdejmujesz gumki, rozplatasz koczki, oczekujesz efektu wow, a tu co? KUPA! Jedna, wielka, brzydka kupa, otoczona ptasim gniazdem. Dostajesz nerwicy, ataku paniki (bo musisz wyjść za niedługo i nie zdążysz umyć kolejny raz głowy), spazmów, krzyczysz... i nagle widzisz ratunek. Tak, to ona! Zakurzona i zapomniana prostownica. Myślisz sobie "ale przecież nie mogę, tak dbam o włosy, nie chcę ich niszczyć", ale i "to mój jedyny ratunek, inaczej będę wyglądać jak rozrzucony po polu gnój, nie seksbomba". I włączasz... ustawiasz małą temperaturę, zaczynasz prostować. Z jednej strony czujesz wyrzuty sumienia, że tyle pielęgnacji poszło w piździet i jeszcze dalej, a z drugiej widzisz, jak kosmaty pudel na Twojej głowie, zamienia się w cudowną, wręcz lustrzaną taflę. Kończysz pracę, patrzysz w lustro i KOCHASZ to, co widzisz. I nagle przypominasz sobie, czemu dawniej, tak namiętnie prostowałaś włosy.

Taaak Dziewczyny, story of my life. Byłam niesamowicie zadowolona z efektu wow, który uzyskałam po prostownicy. Nie zauważyłam zniszczeń, bo temperaturę ustawiłam faktycznie niską, nie przejeżdżałam po jednym paśmie dużo razy (max 2), no i zabezpieczyłam je wcześniej silikonowym serum. Wydaje mi się, że gdyby nie fakt, że trochę je dopieszczałam ostatnio, mogłoby być ciężko. Przed samym faktem prostowania -  w piątek wieczorem nałożyłam balsam Mrs Potters Aloesową na zwilżone włosy, na to olej ryżowy. Rano zemuglowałam go... sama nie pamiętam czym (haha), umyłam całość Dulgonem dla prawdziwych księżniczek, i nałożyłam moją ukochaną maskę Tołpy na 30 minut. Miękkie, błyszczące, sypkie, wygładzone, bez odstających włosków, idealnie się układające. Cały wieczór (oraz noc), moje włosy były piękne (skromność, tak, tak) i nawet nie musiałam ich przeczesywać, bo nie zbijały się w kolonie ani trochę.

Dobra, wiem, dużo napaplałam... a teraz przejdźmy do dowodów zbrodni. :)

 

 





Prostownica jest złem, oczywiście nie mam zamiaru do niej wracać na stałe, nie oszalałam. Ale raz na ruski rok, przy intensywnym dbaniu o ogólną kondycję włosów i dobrym użyciu - nie powinna zrobić tragedii. Podkreślam - nie powinna, to nie znaczy, że nie zrobi!

A Wy, macie czasem taką chwilę załamania i sięgacie po coś, co znajduje się na czarnej liście włosomaniaczek? + Może znacie sposób na takie wygładzenie, bez użycia tych dwóch gorących płytek? :)




Pozdrawiam,


wtorek, 10 czerwca 2014

Mój pierwszy raz z... Henną Khadi Jasny Brąz

Witajcie!
W niniejszym poście podzielę się z Wami moimi przeżyciami związanymi z hennowaniem włosów. Moja przygoda z henną zaczęła się od przeczytanej wiadomości, że henna oprócz koloryzacji włosów działa również jak odżywka pogrubiając włosy. Pomyślałam wtedy, że kiedyś spróbuję, gdyż może moje cienkie z natury włosy będą grubsze.
Kolejną rzeczą przemawiającą za henną, było to, że po dekoloryzacji kąpielą rozjaśniającą moje włosy były brzydko rude, czego nie dało się przykryć farbą drogeryjną (te też wypłukiwały się w tempie ekspresowym).
Czytałam wiele artykułów na temat henny i wreszcie... zakupiłam swoją paczuszkę.

zdjęcie pochodzi z http://www.sanavita.com.pl/

Po przybyciu do domu wzięłam się do pracy.

Przygotowanie i nakładanie

Umyłam włosy oczyszczającym szamponem bez silikonów Joanna Naturia. Następnie wsypałam pół opakowania (ok. 50 g) henny do plastikowej miseczki i zmieszałam z wodą o temp. ok 50 stopni Celsjusza.
Wymieszałam mieszankę drewnianym patykiem i przystąpiłam do nakładania henny na lekko podsuszone, rozczesane włosy.

mieszanka w trakcie mieszania


Na mój nos zielona hennowa papka ma zapach stołówkowej ciapy ze szpinaku, lub mieszanki zapachowej yerby mate z amlą w proszku. Nie jest zły, przynajmniej nie szczypie w oczy amoniak ;)
Włosy pokryte mieszanką zwinęłam w koczek, pokryłam foliowym czepkiem, reklamówką i dwiema czapkami (myślę, że za dużo było tego dobrego ;) ). Po dwóch godzinach mieszankę zmyłam.

Efekty

Jako, że moje włosy są raczej tłuste, suszy nie odczułam. Włosy były grubsze i miały zapach mieszanki, który po kilku godzinach ulotnił się z moich włosów. Kolor okazał się nierównomierny, co było efektem kiepsko nałożonej mieszanki na włosy (nakładałam ją sama). Gdzieniegdzie prześwitywał wcześniejszy brzydki rudy.
Po ok 36 godzinach umyłam włosy szamponem. Były błyszczące i miękkie. Kolor przypominał mi kasztanowy brąz.

zdjęcie włosów na dworze w słońcu po pierwszym myciu
(zdjęcie dzięki uprzejmości i telefonowi T. :) )

Czy jestem zadowolona z hennowania?

Po zużyciu połowy paczki zadowolona nie byłam.
Jednak parę dni później, poprosiłam mamę o pomoc i na moich włosach wylądowała ciapka z drugiej połowy paczki. Henna chwyciła mocniej, widać brąz. W słońcu/ w ostrym świetle widać również rude niteczki, efekt ten jednak podoba mi się, jest bardzo naturalny i myślę, że jest to już działanie henny.
Czekam do pierwszego mycia i dodam zdjęcie w poście :)
Jeżeli chodzi o grubość włosów, zaraz po hennowaniu różnicę wydać, włosy są grubsze, sztywniejsze, po pierwszym myciu natomiast wrażenie grubości znika. Może przed myciem, reszta henny na włosach sprawia, że włosy wydają się grubsze, po jej wypłukaniu natomiast są nadal "sobą".
Jeżeli chodzi o błysk, to owszem zauważam, że jest. Włosy wyglądają też na grubsze.

Podsumowując

Po zużyciu drugiej połowy paczki jestem z hennowania zadowolona. Myślę, że henna jest fajną odżywką, która naprawdę działa. Zobaczymy jak będzie z wypłukiwaniem się i komponowaniem z moimi odrostami (hennowanie, to krok do zapuszczania naturalek). Będę informować na bieżąco! :)

A Wy hennowałyście włosy? Jakie efekty przyniósł Wam ten zabieg? Byłyście zadowolone? Dzielcie sie w komentrzach :)

Pozdrawiam,



piątek, 6 czerwca 2014

Invisibobble - kit, czy hit?



Witajcie Kochani! 

Parę dni temu, będąc w jednej z krakowskich drogerii skusiłam się na zakup gumek, o których słyszałam bardzo wiele - Invisibobble. W internecie aż roi się od opinii na ich temat, blogerki pokazują ich różne wersje (pierwowzory i te podrobione), a ja nie do końca miałam ochotę ulec modzie na te kabelki od starych, stacjonarnych telefonów. Z drugiej strony jednak, z zakupem TT też zwlekałam, a teraz nie wyobrażam sobie bez niego życia. Dlatego też, kiedy trafiłam na IB w promocji (zamiast 15zł - 11), stwierdziłam, że raz kozie śmierć - i kupiłam. W moim pudełeczku znajdowały się trzy różne kolory (dzięki Bogu, panie w drogerii stwierdziły, że nikomu nie są potrzebne trzy jednakowe) - żółty, biały i czarny. Wiem, że dostępne są jeszcze gumki w kolorach niebieskim, czerwonym i transparentne.

Na zdjęciu obok możecie zobaczyć, jak prezentuje się
mój kucyk spięty invisibobble. Moim zdaniem, wygląda to bardzo ładnie, a na pewno inaczej, niż przy upięciach ze zwykłą gumką. Co do trwałości - pięknie się trzyma. Kucyk utrzymuje się na swoim miejscu (zarówno ten wysoki, jak i niski), włosy nie wypadają, sama gumka nie zsuwa się, nie odgniata się za bardzo na włosach (prawie wcale). Tak samo sytuacja wygląda, kiedy upinam włosy w koczek. Jednak najbardziej cieszy mnie fakt, że wreszcie znalazłam gumkę, która idealnie utrzymuje mojego nocnego warkocza, przez calusieńką noc, bez mocnego ściskania i szarpania włosów, a rano, rozpinając włosy - nie ma odgniotów.

Po zdjęciu gumki z włosów, możemy zauważyć, że gumka się rozciągnęła i z małej gumeczki - zrobiła się sporych rozmiarów gumiora. :) Nie ma się jednak czym przejmować, bo po pewnym czasie gumka wróci do swoich normalnych wymiarów, a jeśli jesteśmy kąpani w gorącej wodzie - można ją wrzucić do dosyć ciepłej wody i gumka od razu stanie się znów malutka.


Tu możecie zobaczyć różne stopnie rozciągnięcia gumki - żółta w normalnym rozmiarze, czarna po zdjęciu z włosów.

Podsumowując - uważam, że gumki Invisibobble, są warte swojej ceny. Nie ciągną, nie szarpią, nie spadają, są wygodne. Gdybym miała je ocenić w skali od 0 do 10, dostałyby 9. Jeden punkcik odjęła bym za to, że zazwyczaj występują, w opakowaniu, w jednym i tym samym kolorze. Bardzo możliwe, że skuszę się jeszcze na zakup transparentnej, czerwonej i niebieskiej - ale tylko, jeśli znajdę je w zestawie. :D


Macie już swoje Invisibobble? Planujecie ich zakup, czy może twierdzicie, że nie ma sensu ich kupować? :)





 Pozdrawiam,




środa, 4 czerwca 2014

Z podręcznika małego zielarza- metody przygotowania ziół


Witajcie kochani!
Zapewne spotykacie się często lub nawet stosujecie naturalną pielęgnację włosów. A jeśli już o niej mowa, nie może zabraknąć ziół. W dzisiejszym wpisie więc chciałam podzielić się z Wami informacjami o tym, jak je przygotowywać.

Napar
Napar powstaje po zalaniu suszu wrzącą wodą i "ogrzanie" go pod przykryciem (5-15 minut) lub po gotowaniu ziół we wrzątku i odcedzeniu płynu od suszu po 5-10 minutowym ostudzeniu.
Napar zużyć należy w ciągu tego samego dnia. Przyrządza się je z surowców zawierających olejki lotne lub substancje nie znoszące dłuższego gotowania (zioła są więc kapryśne ;D).

Odwar
Odwar przygotowuje się zalewając rozdrobnione zioła odpowiednią ilością wody o temperaturze pokojowej, starannie miesza, a następnie doprowadza do wrzenia na wolnym ogniu. Czas gotowania odwaru zależny jest od pożądanej substancji, którą chcemy z ziół wydobyć. Jeśli jest to składnik łatwiej rozpuszczalny w wodzie, substancje gotuje się około 5 minut, odstawia na 10 minut i przecedza, jeśli jednak substancje pożądane są odporne na działanie wysokiej temperatury lub bardzo twarde (np. kora, korzenie) gotuje się dłużej: 10-30 minut.

Odwaro-napar
Taką metodę przyrządzania ziół stosuje się wówczas, gdy chcemy przygotować razem dwa składniki; jeden nieznoszący gotowania, a drugi który zagotować trzeba. W takiej sytuacji najpierw sporządzamy odwar z ziół wymagających gotowania, a później uzyskanym odwarem zalewamy pozostałe zioła przygotowując z nich napar.

Wyciąg wodny na zimno (macerat)
Maceraty przygotowuje się z ziół zawierających śluzy. Surowiec zalewa się letnią, przegotowaną wodą i pozostawia w temperaturze pokojowej 3-10 godzin, w zależności od rodzaju surowca.
Po przecedzeniu i wyciśnięciu surowca macerat należy zużyć w ciągu dnia.

Okład
Okład sporządza się z ziół zawierających śluzy, gumy i skrobię, ponieważ one utrzymują długo wilgoć i ciepło. Rozdrobione zioła zalewa się taką ilością wody, aby powstała gęsta papka. Doprowadza się ją do wrzenia, aż otrzyma jednolitą, kleistą masę. Po lekkim przestudzeniu można użyć ziół jako okład.

Ocet ziołowy
Ocet ziołowy przygotowuje się wkładając zioła do słoika i zalewając je octem jabłkowym lub winnym. Taką mieszankę należy przykryć i odstawić na 2-3 tygodnie. Po tym czasie przecedza się mieszankę przez sterylną gazę i przelewa do butelek. Gotowy ocet należy przechowywać w chłodnym i zacienionym miejscu.

Jak widzicie, przygotowanie ziół nie jest trudne. Na opakowaniach ziół znajdziemy często sposób ich przyrządzenia. Lepiej jest jednak być świadomym zielarzem i znać podstawowe sposoby przygotowania ziół. Mam nadzieję, że owy wpis przyda Wam się do Waszej włosowej pielęgnacji bądź będzie ciekawostką.

A Wy korzystacie z dobrodziejstw natury? Jeśli tak, co dokładnie robicie?
Pozdrawiam,


poniedziałek, 2 czerwca 2014

Dziennik Włosomaniaczki.



Cześć Kochani!
Przychodzę dzisiaj do Was z propozycją serii postów - Dziennik Włosomaniaczki,w którym będziecie mogły przeczytać o tym, co danego dnia zrobiłyśmy dla naszych włosów. Być może coś Was zainteresuje i spróbujecie tego u siebie. :)

Moja dzisiejsza pielęgnacja, zaczęła się właściwie wczoraj wieczorem, kiedy to nałożyłam, od ucha w dół, olej ryżowy. Bardzo go lubię, mogę nawet powiedzieć, że zaprzyjaźniliśmy się. Włosy są po nim miękkie i błyszczące :) Naolejowane włosy zostawiłam na noc, spięte w warkocz.

Rano nałożyłam na włosy maskę Wax Aloesową, pod czepek i ręczniczek na około 40 minut. Wax  (pomimo tego, że strasznie śmierdzi), ładnie zemulgował olej, ułatwił jego zmycie i dodatkowo pięknie nawilżył i wygładził kosmyki, co bardzo fajnie można było wyczuć przy zmywaniu całości. Skład również ma przyjemny, znajdziemy w nim: wodę, emolient, aloes, ekstrakt z henny, konserwanty, kondycjoner.
Następnie umyłam włosy szamponem Babydream, który z resztą bardzo lubię, ale którego używam już tak długo, że mam go dość... więc poluję na szampon dla rycerzy i księżniczek, w celu wymiany. Po takim delikatnym myciu nałożyłam na włosy łyżkę odżywki Garnier Fructis Vitamin Force Hydra (która zaskakuje pięknym, niestety chemiczym, zapachem owoców), wymieszanej z odrobiną L-cysteiny. Mieszankę trzymałam na włosach około 10minut. Całość spłukałam, włosy odsączyłam w ręcznik i bez rozczesywania, pozwoliłam im wyschnąć. Pod sam koniec nałożyłam na końcówki moje ulubione serum - Biovax A+E.

I teraz najważniejsze - oto efekt mojej dzisiejszej pielęgnacji:


 Jestem całkiem zadowolona z tego, co osiągnęłam, włosy ładnie się pofalowały, końcówki nie odstają we wszystkie strony, a całość jest miękka i całkiem zdyscyplinowana. Bałam się, że dodatek L-cysteiny zaszkodzi moim kosmykom, spuszy je i sprawi, że włoski będą odstawać dookoła głowy jak aureolka, ale nic takiego się nie stało. :)

A Wy, próbowałyście tych kosmetyków? Jaka jest Wasza opinia? No i oczywiście - podoba Wam się efekt? :)


Pozdrawiam,