poniedziałek, 19 maja 2014

MWH - Naatz

Cześć Kochani! :)
Dzisiaj przyszedł czas, żebym i ja opowiedziała Wam moją włosową historię. Mam nadzieję, że przebrniecie przez nią bezproblemowo i bez przysypiania przed monitorem :D

Urodziłam się jako jaśniutka blondynka z lichymi i cienkimi włosiętami, jakie ma większość noworodków. Pierwsze zdjęcie przedstawia mnie jako niespełna trzylatkę, której włoski, jak widać, pozostawiały wiele do życzenia w kwestii długości i gęstości. Ale moja mama postanowiła je zapuszczać, sporadycznie tylko podcinając końcówki (o ile w ogóle je podcinała). I tak włosy pielęgnowane pokrzywowym szamponem Familijnym i... i tylko tym szamponem, rosły i rosły, zapuszczane do komunii. Jak widać na drugim zdjęciu, cel został osiągnięty i w tym ważnym dniu cieszyłam się długimi, kręconymi kosmykami. Jednak szczęście nie trwało długo i moje piękne włosy zostały ścięte, przed zieloną szkołą, na chłopaka, bo "takie są łatwiejsze w utrzymaniu". Później znowu chciałam je zapuścić i mniej więcej się udało, jednak całość fryzury zostawiała wiele do życzenia...


Powyższe zdjęcia przedstawiają włosowe metamorfozy w gimnazjum, kiedy to chyba 3/4 dziewczyn dostaje jakiejś głupoty do głowy i totalnie zaniedbuje swoje włosy, tym samym regularnie je krzywdząc. I tak było też u mnie - włosy krótko ścięte, bez grzywki, z grzywką na prosto, z grzywką na bok, delikatnie zapuszczone - wycieniowane do granic możliwości. Włosy były tak cienkie i liche, a przy okazji tak beznadziejnie się układały, ze codziennie sięgałam po prostownicę, bo przecież bez niej NIE DA SIĘ ŻYĆ. Ehh...
W liceum przyszedł czas na małe eksperymenty z kolorem, bo na długości już majstrować nie chciałam, przecież moim marzeniem były włosy do talii! I tak po lewej widzicie moje zielone końcówki, mądrze farbowane sposobem "na bibułę", a po prawej szamponetkowe rudości, w których, swoją drogą, bardzo dobrze się czułam. :) Oczywiście włosy wciąż myte byle jakim szamponem, raz za jakiś czas dostawały drogeryjną odżywkę na 2 minuty (i ja głupia wierzyłam, że to zdziała cuda), wycieniowane, wciąż prostowane, bo inaczej się nie dało.

I tak przyszły zeszłoroczne wakacje, kiedy to moim włosom oberwało się najbardziej. Co prawda, zrezygnowałam z ich prostowania, ale nie dostawały ani odżywki, ani maski, ani nawet dobrego szamponu. No i wiadomo - zero zabezpieczenia przed słońcem. Po wakacjach były w tak opłakanym stanie, że zaczęłam szukać sposobu, jak je uratować. Na początku niewinnie, zaczęłam od kupienia odżywki, delikatnego podcięcia i w grudniu włosy wyglądały już odrobinę lepiej, ale wtedy założyłam konto na forum włosomaniaczek i... przepadłam do reszty.


Tak wyglądały moje włosy po kilku miesiącach pielęgnacji. Na początku oczywiście była ona dość nieudolna i popełniałam wiele błędów, ale uczyłam się na nich i teraz mniej więcej wiem co odpowiada mi i moim włosom.

Moje włosy są falowane, więc tym samym cholernie kapryśne i czasem wyglądają tak, jak po lewej, a czasem, jak po prawej. Nie sposób tego przewidzieć :D

A tutaj jest najbardziej aktualne zdjęcie moich włosów (swoją drogą nie wiem, czemu tak długo nie robiłam im zdjęcia :O). Zdjęcie jest robione w słabym, dziennym świetle.

Moja aktualna pielęgnacja jest bardzo chaotyczna, bo wciąż staram się próbować nowych produktów i szukać ulubieńców.
Mycie: szampon BD i raz w miesiącu szampon Timotei Pure
Odżywianie: maski - homemade, Kallos Latte, Kallos Placenta, Ziaja z Ceramidami, Tołpa, odżywki - Garnier AiK, Isana niebieska, NectarOfNature z avocado, Balsam na Kwiatowym Propolisie.
Oleje: aktualnie stosuję olej z pestek winogron, na skalp zamiennie Khadi i musztardowy.
Wcierka: jantar
Od wewnątrz: pokrzywa, skrzyp, rumianek.

Mam nadzieję, że Was nie zanudziłam i pokazałam, że pielęgnacja włosów jest bardzo ważna, bo pamiętajmy - włosy są naszą wizytówką! :)

Buziaki, Naatz.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękujemy Wam za każdy komentarz! Jest dla nas znakiem, że piszemy to dla Was, nie dla siebie oraz zachęca nas do dalszej pracy. ;)